zamierzali opuścić świetlicę, nie chcąc dworowi przeszkadzać.
Lecz księżna zatrzymała ich.
— Szlachtą
jesteście: nie przeszkodzicie! Zróbcie znajomość z dworzany¹²⁰. Skądże Bóg
prowadzi?
Oni wówczas
zaczęli wymieniać swoje imiona, herby, zawołania i wsie, z których się pisali.
Dopieroż pani, usłyszawszy od Maćka, skąd wraca, klasnęła w dłonie i rzekła:
—
Otóż się przygodziło¹²¹! Prawcie nam o Wilnie, o moim bracie i o siestrze¹²².
Zali zjedzie tu się książę Witold¹²³ na połóg królowej i na krzciny?
—
Chciałby, ale nie wie, czy będzie mógł; dlatego kolebę srebrną przez księży i
bo-jarzynów¹²⁴ naprzód w darze królowej przysłał. Przy której kolebce i myśmy z
bratańcem przyjechali, strzegąc jej w drodze.
— To kolebka tu jest?
Chciałabym obaczyć. Cała srebrna?
— Cała srebrna, ale jej tu nie
ma. Powieźli ją do Krakowa.
— A cóż wy w Tyńcu robicie?
— My tu nawrócili
do klasztornego prokuratora, naszego krewnego, by pod opiekę zacnych zakonników
oddać, co nam wojna przysporzyła i co książę podarował.
— To Bóg
poszczęścił. Godneż łupy? Ale powiadajcie, czemu to brat¹²⁵ niepewien, czy
przyjedzie?
¹¹³ a (daw.) — wiele. |
|||||
¹¹⁴ ż a |
a a a — (– ),
córka księcia trockiego Kiejstuta i Biruty, żona księcia mazowieckiego |
||||
Janusza (było to najdłużej trwające małżeństwo
w dziejach dynastii). |
|||||
¹¹⁵ |
a (muz.) — dawny instrument strunowy szarpany. |
||||
¹¹⁶ ac |
— chłopiec. |
||||
¹¹⁷ry a |
— wędrowny muzyk lub śpiewak. |
||||
¹¹⁸ |
(muz.) — ludowy instrument
smyczkowy, podobny do skrzypiec. |
||||
¹¹⁹ |
a (daw.) — młoda
dziewczyna. |
||||
¹²⁰z |
rza |
y — dziś popr.: z
dworzanami. |
|||
¹²¹ rzy |
|
(daw.) — przydarzyć się. |
|||
¹²² |
ra — błąd w stylizacji, taka
wymowa możliwa była na wschodzie Polski, a z tekstu wynika, że Bogdaniec |
||||
leżał w Wielkopolsce. |
— (ok. –
), wielki książę litewski, brat stryjeczny Władysława |
||||
¹²³ |
K |
cz z
a y |
|||
Jagiełły. W latach –
orazprzejściowo sprzymierzony z Krzyżakami przeciw Jagielle. |
|||||
¹²⁴ |
arzy a. |
ar — rycerz, szlachcic ruski,
wołoski lub litewski. |
|||
¹²⁵ |
K |
cz z
a y |
— (ok. –
), wielki książę litewski, brat stryjeczny Władysława |
||
Jagiełły. W latach – oraz przejściowo sprzymierzony z Krzyżakami przeciw
Jagielle.
Krzyżacy
— Bo wyprawę na
Tatarów gotuje¹²⁶.
—
Wiem ci ja to; jeno mnie trapi, że królowa nie prorokowała szczęśliwego końca
tej wyprawie, a co ona prorokuje, to się zawsze ziści¹²⁷.
Maćko uśmiechnął się.
— Ej, świątobliwa
nasza pani, nijak przeczyć, ale z księciem Witoldem siła naszego rycerstwa
pójdzie, chłopów dobrych, przeciw którym nikomu niesporo¹²⁸.
— A wy to nie pójdziecie?
—
Bom z kolebką przy innych wysłan i przez pięć roków ¹²⁹nie zdejmowałem z siebie
blach¹³⁰ — odrzekł Maćko, pokazując na bruzdy powyciskane na łosiowym kubraku
od pancerza — ale niech jeno wypocznę — pójdę — a choćbym sam nie szedł, to
tego oto bratanka, Zbyszka, panu Spytkowi z Melsztyna¹³¹ oddam, pod którego
wodzą wszyscy nasi rycerze pójdą.
Księżna
Danuta spojrzała na dorodną postać Zbyszka, lecz dalszą rozmowę przerwa-ło
przybycie zakonnika z klasztoru, który powitawszy księżnę, począł jej pokornie
wy-mawiać, że nie przysłała gońca z oznajmieniem o swoim przybyciu i że nie
zatrzymała się w klasztorze, ale w zwyczajnej gospodzie, niegodnej jej
majestatu. Nie brak przecie w klasztorze domów i gmachów, w których nawet
pospolity człowiek znajdzie gościnę, a cóż dopiero majestat, zwłaszcza zaś
małżonki księcia, od którego przodków i pokrew-nych¹³² tylu dobrodziejstw
opactwo doświadczyło.
Lecz księżna odpowiedziała
wesoło:
— My jeno tu nogi wstąpili rozprostować, a na
ranek trzeba nam do Krakowa. Wy-spaliśmy się w dzień i jedziemy nocą dla chłodu,
a że to już kury¹³³ piały, nie chciałam pobożnych zakonników budzić, zwłaszcza z
taką kompanią, która więcej o śpiewaniu i plą-sach niżeli o odpocznieniu myśli.
Gdy jednak zakonnik nalegał
ciągle, dodała:
— Nie. Tu już
ostaniem. Dobrze czas na słuchaniu świeckich pieśni zejdzie, ale na jutrznię¹³⁴
do kościoła przyjdziemy, aby dzień z Bogiem zacząć.
— Będzie msza za
pomyślność miłościwego księcia i miłościwej księżnej — rzekł zakonnik.
— Książę mój małżonek dopiero
za cztery albo pięć dni zjedzie.
— Pan Bóg potrafi
i z daleka szczęście zdarzyć, a tymczasem niech nam, ubogim, wolno będzie choć
wina z klasztoru przynieść.
— Radzi odwdzięczym — rzekła
księżna.
Gdy zaś zakonnik wyszedł,
poczęła wołać:
— Hej, Danusia!
Danusia! wyleź no na ławkę i uwesel nam serce tą samą pieśnią, którą w Zatorze
śpiewałaś.
Usłyszawszy
to, dworzanie prędko postawili na środku izby ławkę. Rybałci¹³⁵siedli |
Muzyka |
|||||
po jej brzegach, między nimi
zaś stanęła owa młódka, która niosła za księżną nabijaną |
|
|||||
miedzianymi ćwieczkami
lutnię¹³⁶. Na głowie miała wianeczek, włosy puszczone po ra- |
|
|||||
mionach, suknię niebieską i
czerwone trzewiczki z długimi końcami. Stojąc na ławce, |
|
|||||
wydawała się małym
dzieckiem, ale zarazem przecudnym jakby jakowaś figurka z kościo- |
|
|||||
ła albo z jasełeczek¹³⁷.
Widocznie też nie pierwszy raz przychodziło jej tak stać i śpiewać |
|
|||||
księżnie, bo nie znać było po niej
najmniejszego pomieszania¹³⁸. |
|
|||||
— Dalej, Danusia! dalej! — wołały panny
dworskie. |
|
|||||
|
|
|
|
|
||
¹²⁶ |
c |
(daw.) — przygotowuje. |
|
|||
¹²⁷z |
— spełnić się. |
|
||||
¹²⁸ rz c |
|
ry |
r — sens: nikt nie ma ochoty na potyczkę z nimi. |
|
||
¹²⁹r |
|
— dziś popr.: lat. |
|
|||
¹³⁰ ac
— tj. zbroi. |
a — (– ), wojewoda krakowski, poległ w bitwie z
Tatarami nad Worsklą. |
|
||||
¹³¹ |
y |
z |
z y |
|
||
¹³² |
r |
yc |
— krewnych. |
|
||
¹³³ |
r (daw.) — kogut. |
|
||||
¹³⁴ |
rz |
a — pierwsza część katolickiej liturgii godzin (siedmiu
codziennych modlitw, do których zobowią- |
|
|||
zane są osoby ze święceniami duchownymi),
odmawiana o wschodzie słońca. |
|
|||||
¹³⁵ry a |
— wędrowny muzyk lub
śpiewak. |
|
||||
¹³⁶ |
a (muz.) — dawny
instrument strunowy szarpany. |
|
||||
¹³⁷ a a — widowiska
teatralne na temat Bożego Narodzenia, wzorowane na średniowiecznych misteriach |
|
|||||
anciszkańskich. |
|
|
|
|||
¹³⁸ |
|
za |
— zmieszanie, zakłopotanie. |
|
Krzyżacy
Ona
zaś wzięła przed się lutnię, podniosła do góry głowę jak ptak, który chce
śpiewać, i przymknąwszy oczęta, poczęła srebrnym głosikiem:
Gdybym ci ja miała
Skrzydłeczka jak gąska,
Poleciałaby ja
Za Jaśkiem do Śląska!
Rybałci
zawtórowali jej zaraz, jeden na gęślikach, drugi na dużej lutni; księżna, która
miłowała nad wszystko świeckie pieśni, poczęła kiwać głową na obie strony, a
dzieweczka śpiewała dalej głosem cieniuchnym, dziecinnym i świeżym jak śpiewanie
ptaków w lesie na wiosnę:
Usiadłaby ci ja
Na śląskowskim płocie:
„Przypatrz się, Jasiulku,
Ubogiej sierocie”¹³⁹.
I
znów wtórowali rybałci. Młody Zbyszko z Bogdańca, który przywykłszy od dzie-ciństwa
do wojny i srogich jej widoków, nigdy nic podobnego w życiu nie widział, trącił
w ramię stojącego obok Mazura i zapytał:
— Co to za jedna?
— To jest
dzieweczka z dworu księżnej. Nie brak ci u nas rybałtów, którzy dwór
rozweselają, ale z niej najmilszy rybałcik i księżna niczyich pieśni tak
chciwie¹⁴⁰ nie słucha.
— Nie dziwno mi to. Myślałem,
że zgoła anioł, i odpatrzyć się nie mogę. Jakże ją wołają?
— A to nie
słyszeliście? — Danusia. A jej ojciec jest Jurand ze Spychowa, komes¹⁴¹ możny i
mężny, który do przedchorągiewnych¹⁴² należy.
— Hej! nie widziały takiej
ludzkie oczy.
— Miłują ją też wszyscy i za
śpiewanie, i za urodę.
— A któren¹⁴³ jej rycerz?
— Dyć¹⁴⁴ to jeszcze dziecko.
Dalszą rozmowę
znów przerwał śpiew Danusi. Zbyszko patrzał z boku na jej jasne włosy, na
podniesioną głowę, na zmrużone oczki i na całą postać oświeconą zarazem
blaskiem świec woskowych i blaskiem wpadających przez otwarte okna promieni
mie-siąca¹⁴⁵ — i zdumiewał się coraz bardziej. Zdawało mu się, że już ją niegdyś
widział, ale nie pamiętał, czy we śnie, czy gdzieś w Krakowie na szybie
kościelnej¹⁴⁶.
I znów trąciwszy dworzanina,
pytał przyciszonym głosem:
— To ona z waszego dworu?
— Matka jej
przyjechała z Litwy z księżną Anną Danutą, która wydała ją za grabię¹⁴⁷ Juranda
ze Spychowa. Gładka¹⁴⁸ była i możnego rodu, nad wszystkie inne panny księżnie
miła i sama księżnę miłująca. Dlatego też córce dała to samo imię — Anna
Danuta. Ale pięć lat temu, gdy przy Złotoryi Niemcy napadli na nasz dwór, ze
strachu zmarła. Wtedy księżna wzięła dzieweczkę — i od tej pory ją hoduje.
Ojciec też często na dwór przyjeżdża i rad widzi, że mu się dziecko zdrowo, w
miłości książęcej chowa. Jeno ilekroć na nią spojrzy, tylekroć łzami się zalewa
nieboszczkę swoją wspominając, a potem wraca na Niemcach pomsty szukać za swoją
krzywdę okrutną. Miłował ci on tak tę swoją żonę,
¹³⁹ |
a |
a |
|
a — pieśń ludowa spotykana w
Wielkopolsce, Małopolsce, na Mazowszu i na Śląsku. |
¹⁴⁰c |
c |
|
— chętnie. |
|
¹⁴¹ |
|
c |
— tu raczej w znaczeniu „możny rycerz” niż jako
urząd. |
|
¹⁴² rz |
r |
y — rycerz walczący w pierwszym szeregu, przed
sztandarem chorągwi (dawnej jednostki |
||
wojskowej), do której należy. |
||||
¹⁴³ |
r |
|
— dziś popr.: który. |
|
¹⁴⁴ |
y |
(gw.)— przecież. |
||
¹⁴⁵ |
|
c (daw.) — księżyc. |
||
¹⁴⁶ zy a |
ca — chodzi o witraż. |
|||
¹⁴⁷ ra |
a — hrabia; Sienkiewicz nadaje
Jurandowi ze Spychowa już trzeci nie odpowiadający sytuacji tytuł. |
|||
¹⁴⁸ |
a |
a — tu: piękna. |
Córka
Zemsta
Krzyżacy
jako nikt do tej pory swojej
na całym Mazowszu nie miłował — i siła¹⁴⁹ już Niemców za nią pomorzył¹⁵⁰.
A
Zbyszkowi zaświeciły oczy w jednej chwili i żyły nabrały¹⁵¹ mu na czole.
— To jej matkę Niemcy zabili? — spytał.
— Zabili i nie
zabili. Sama umarła ze strachu. Pięć roków temu pokój był, nikt o wojnie nie
myślał i każdy bezpieczno chadzał. Pojechał książę wieżę jedną w Złotoryi
budować, bez wojska, jeno z dworem, jako zwyczajnie czasu pokoju. Tymczasem
wpadli zdrajcy Niemcy, bez wypowiedzenia wojny, bez żadnej przyczyny… Samego
księcia, nie pomnąc ni na bojaźń boską, ni na to, że od jego przodków wszystkie
dobrodziejstwa na nich spadły, przywiązali do konia i porwali, ludzi pobili.
Długo książę w niewoli u nich siedział¹⁵² i dopiero gdy król Władysław wojną im
zagroził, ze strachu go puścili; ale przy owym napadzie umarła matka Danusi, bo ją
serce udusiło, które jej pod gardło podeszło.
— A wy, panie, byliście przy
tym? Jakoże was zowią, bom zapomniał?
— Ja się zowię
Mikołaj z Długolasu, a przezywają mnie Obuch. Przy napadzie byłem. Widziałem,
jako matkę Danusiną jeden Niemiec z pawimi piórami na hełmie chciał do siodła
troczyć¹⁵³ — i jako w oczach mu na sznurze zbielała. Samego też mnie
halebardą¹⁵⁴ zacięli, od czego znak noszę.
To rzekłszy, ukazał głęboką
bliznę w czaszce, ciągnącą się spod włosów na głowie aż do brwi.
Nastała chwila milczenia.
Zbyszko począł znów patrzeć na Danusię. Po czym spytał:
— I rzekliście, panie, że ona
nie ma rycerza?
Lecz nie doczekał
odpowiedzi, gdyż w tej chwili śpiew ustał. Jeden z rybałtów, czło-wiek tłusty i
ciężki, podniósł się nagle, przez co ława przechyliła się w jedną stronę.
Danusia zachwiała się i rozłożyła rączki, lecz nim zdołała upaść lub zeskoczyć,
rzucił się Zbyszko jak żbik i porwał ją na ręce.
Księżna, która w
pierwszej chwili krzyknęła ze strachu, roześmiała się zaraz wesoło i poczęła
wołać:
— Oto rycerz Danusin! Bywajże, rycerzyku, i
oddaj nam naszą miłą śpiewaczkę!
— Chwacko ci ją ułapił! —
ozwały się glosy wśród dworzan.
Zbyszko zaś szedł
ku księżnej, trzymając przy piersiach Danusię, która objąwszy go jedną ręką za
szyję, drugą podnosiła w górę luteńkę z obawy, by się nie zgniotła. Twarz miała
śmiejącą się i uradowaną, choć trochę przestraszoną. Tymczasem młodzieńczyk,
doszedłszy do księżnej, postawił przed nią Danusię, sam zaś klęknął i
podniósłszy głowę rzekł z dziwną w jego wieku śmiałością:
— Niechże będzie
wedle waszych słów, miłościwa pani! Pora tej wdzięcznej panience mieć swego
rycerza, a pora i mnie mieć swoją panią, której urodę i cnoty będę wyznawał, za
czym z waszym pozwoleństwem tej oto właśnie chcę ślubować i do śmierci wiernym
jej w każdej przygodzie ostać.
Na twarzy
księżnej przemknęło zdziwienie, ale nie z powodu słów Zbyszkowych, tylko
dlatego, że wszystko stało się tak nagle. Obyczaj rycerskiego ślubowania nie
był wprawdzie polski, jednakże Mazowsze, leżąc na rubieży¹⁵⁵ niemieckiej i
widując często rycerzy z dalekich nawet krajów, znało go lepiej nawet niż inne
dzielnice i naśladowało dość często. Księżna słyszała też o nim dawniej, jeszcze
na dworze swego wielkiego ojca, gdzie wszystkie obyczaje zachodnie były uważane
za prawo i wzór dla szlachetniejszych wojowników — z tych przeto powodów nie
znalazła w chęci Zbyszka nic takiego, co by obrazić mogło ją lub Danusię.
Owszem, uradowała się, że miła sercu dwórka poczyna zwracać ku sobie rycerskie
serca i oczy.
Więc z rozbawioną twarzą
zwróciła się do dziewczyny:
— Danuśka, Danuśka! chcesz-li mieć swego
rycerza?
¹⁴⁹ a (daw.) — wielu. |
|
|
|
¹⁵⁰ |
rzy (daw.) — zabił. |
|
|
¹⁵¹ a ra y — napęczniały. |
c |
a — wr.; Sienkiewicz
prawdopodobnie przesadza na temat czasu |
|
¹⁵² |
ż |
||
trwania niewoli. |
|
|
|
¹⁵³ r czy
— przywiązać. |
|
|
|
¹⁵⁴ a |
ar a — dziś popr.:
halabarda. |
||
¹⁵⁵r |
ż — granica, pogranicze. |
|
Śmierć, Krzywda
Miłość
Obyczaje
Krzyżacy
— Dobrze! Widać rycerski
obyczaj znasz. A co więcej?
—
A potem — uznawszy od pana Mikołaja z Długolasu, jako mać panny Jurandówny za
przyczyną Niemca z pawim grzebieniem na hełmie ostatni dech puściła, ślubuję
kilka takich pawich czubów ze łbów niemieckich zedrzeć i pod nogi mojej pani
położyć.
Na to spoważniała księżna i
spytała:
— Nie dla śmiechu ślubujesz?
A Zbyszko odrzekł:
— Tak mi dopomóż
Bóg i Święty Krzyż; któren¹⁶⁰ ślub w kościele przed księdzem powtórzę.
— Chwalebna jest
z lutym¹⁶¹ nieprzyjacielem naszego plemienia walczyć, ale mi cię żal, boś młody
i łatwo zginąć możesz.
Wtem przysunął
się Maćko z Bogdańca, który dotychczas, jako człowiek dawniejszych czasów,
ramionami tylko wzruszał — teraz jednak uznał za stosowne przemówić:
—
Co do tego — nie asujcie się¹⁶², miłościwa pani. Śmierć w bitwie każdemu się
może przygodzić¹⁶³, a szlachcicowi, stary-li czy młody, to nawet chwalebna jest.
Ale nie cudna temu chłopcu wojna¹⁶⁴, bo chociaże mu roków¹⁶⁵ nie dostaje,
nieraz już trafiało mu się potykać z konia i piechtą, kopią i toporem, długim
albo krótkim mieczem, z pawężą albo bez. Nowotny¹⁶⁶ to jest obyczaj, że rycerz
dziewce, którą rad widzi, ślubuje, ale że Zbyszko swojej pawie czuby obiecał,
tego mu nie przyganię. Wiskał¹⁶⁷ już Niemców, niech jeszcze powiska, a że od
tego wiskania parę łbów pęknie — to mu jeno sława z tego urośnie.
— To, widzę, nie z byle
otrokiem¹⁶⁸ sprawa — rzekła księżna.
A potem do Danusi:
— Siadajże na
moim miejscu jako pierwsza dzisiaj osoba; jeno się nie śmiej, bo nie idzie¹⁶⁹.
Danusia
siadła na miejscu pani; chciała przy tym udać powagę, ale modre jej oczka śmiały
się do klęczącego Zbyszka i nie mogła się powstrzymać od przebierania z radości
nóżkami.
— Daj mu rękawiczki — rzekła
księżna.
Danusia
wyciągnęła rękawiczki i podała Zbyszkowi, który przyjął je ze czcią wielką i
przycisnąwszy do ust rzekł:
¹⁵⁶ rz y (daw.) — jasnowłosy.
¹⁵⁷ a ż (daw.) — wysoka, czworokątna tarcza z drewna obitego skórą lub blachą.
¹⁵⁸ y (daw.) — mieszkać, przebywać.
¹⁵⁹ra |
(daw.) — chętniej. |
|
|||
¹⁶⁰ |
r |
— dziś
popr.: który. |
|
||
¹⁶¹ y (daw.) — groźny, srogi. |
|||||
¹⁶² ra |
a |
(daw.) — martwić się. |
|||
¹⁶³ rzy |
a |
(daw.) — przydarzyć się. |
|||
¹⁶⁴ |
c |
c |
c |
a — sens: wojna nie jest dla niego niczym nowym. |
|
¹⁶⁵r |
|
— dziś popr.: lat. |
|
||
¹⁶⁶ |
a |
y (daw.) — nowy. |
|
||
¹⁶⁷ |
— prawdopodobnie od iskać,
drapać. |
||||
¹⁶⁸ |
r |
(daw.) — chłopak. |
|
||
¹⁶⁹ |
|
(daw.) — nie uchodzi, nie wypada. |
|||
Krzyżacy
— Przypnę je do
hełmu, a kto po nie sięgnie — gorze¹⁷⁰ mu!
Po
czym ucałował ręce Danusi, a po rękach nogi, i wstał. Ale wówczas opuściła go
dotychczasowa powaga, a napełniła mu serce wielka radość, ze odtąd za
dojrzałego męża wobec całego tego dworu będzie uchodził, więc potrząsając
Danusine rękawiczki, począł wołać na wpół wesoło, na wpół zapalczywie:
— Bywajcie, psubraty z pawimi
czubami! bywajcie!
Lecz
w tej chwili wszedł do gospody ten sam zakonnik, który już był poprzednio, a
wraz z nim dwóch innych, starszych. Słudzy klasztorni nieśli za nimi kosze z
wikliny, a w nich łagiewki¹⁷¹ z winem i różne zebrane naprędce przysmaki. Dwaj
owi poczęli witać księżnę i znów wymawiać jej, że nie zajechała do opactwa, a
ona tłumaczyła im powtórnie, że wyspawszy sie w dzień, wraz z całym dworem
podróżuje nocą dla chłodu, więc wypoczynku jej nie trzeba — i że nie chcąc
budzić ni znakomitego opata¹⁷², ni zacnych zakonników, wolała zatrzymać się dla
wyprostowania nóg w gospodzie.
Po
wielu grzecznych słowach stanęło wreszcie na tym, że po jutrzni i mszy porannej
księżna z dworem przyjmie śniadanie i wypoczynek w klasztorze. Uprzejmi
zakonnicy zaprosili też wraz z Mazurami ziemian krakowskich i Maćka z Bogdańca,
który i tak miał zamiar udać się do opactwa, aby dostatek zdobyty na wojnie
albo darem od hojnego Witolda otrzymany, a przeznaczon na wykupno z zastawu
Bogdańca, w klasztorze złożyć. Ale młody Zbyszko nie słyszał zaprosin, skoczył
bowiem do wozów swoich i stryjowskich, stojących pod strażą służby, by się odziać
i w przystojniejszej odzieży księżnie i Danusi się przedstawić. Wziąwszy więc z
wozu łuby¹⁷³, kazał je nieść do izby czeladnej i tam począł
się przebierać. Utrefiwszy
naprzód pośpiesznie włosy, wsunął je w pątlik¹⁷⁴ jedwabny, Strój bursztynowymi paciorkami
wiązany, z przodu zaś mający perełki prawdziwe. Następnie wdział jakę¹⁷⁵ z
białego jedwabiu, naszytą w złote gry , u dołu zaś szlakiem ozdobną;
z wierzchu opasał
się pasem pozłocistym, podwójnym, przy którym wisiał mały kord¹⁷⁶ w srebro i
kość słoniową oprawny. Wszystko to było nowe, błyszczące i wcale krwią nie
poplamione, chociaż łupem na młodym rycerzu yzyjskim¹⁷⁷, służącym u Krzyżaków,
wzięte. Naciągnął następnie Zbyszko prześliczne spodnie, w których jedna
nogawica była w podłużne pasy zielone i czerwone, druga w fioletowe i żółte,
obie zaś kończyły się u góry pstrą szachownicą. Za czym, wdziawszy jeszcze
purpurowe z długimi nosami trzewiki — piękny i wyświeżony udał się do izby
ogólnej.
Jakoż,
gdy stanął we drzwiach, widok jego mocne na wszystkich sprawił wrażenie.
Księżna widząc teraz, jak urodziwy rycerz ślubował miłej Danusi, uradowała się
jeszcze bardziej. Danusia zaś skoczyła w pierwszej chwili ku niemu jak sarna.
Lecz czy to piękność młodzieńca, czy głosy podziwu dworzan wstrzymały ją, nim
dobiegła, tak że zatrzymawszy się na krok przed nim, spuściła nagle oczka i
splótłszy dłonie poczęła wykręcać paluszki, zapłoniona i zmieszana.
Lecz
za nią przybliżyli się inni: sama pani, dworzanie i dwórki, i rybałci, i
zakonnicy, wszyscy bowiem chcieli mu się lepiej przypatrzeć. Panny mazowieckie
patrzyły na niego jak w tęczę, żałując teraz każda, że nie ją wybrał — starsze
podziwiały kosztowność ubioru, tak że naokół utworzyło się koło ciekawych;
Zbyszko zaś stał w środku z chełpliwym uśmiechem na swej młodzieńczej twarzy i
okręcał się nieco na miejscu, aby lepiej mogli mu się przyjrzeć.
— Któż to jest? — zapytał jeden z zakonników.
— To jest
rycerzyk, bratanek tego oto ślachcica¹⁷⁸ — odrzekła księżna, ukazując na Maćka —
jen¹⁷⁹ dopiero co Danusi ślubował.
¹⁷⁰ |
rz (ze starop. gorzeć: palić się) — biada,
nieszczęście, niebezpieczeństwo. |
|
¹⁷¹ a |
a |
(daw.) — naczynie podróżne. |
¹⁷² |
— przełożony w męskim
zakonie kontemplacyjnym. |
|
¹⁷³ y — kosze, bagaże. |
||
¹⁷⁴ |
|
— siatka do podtrzymywania
włosów. |
¹⁷⁵ a a
(daw.) — rodzaj okrycia wierzchniego. |
||
¹⁷⁶ |
r |
— krótki miecz. |
¹⁷⁷ ryzy — pochodzący z Fryzji, krainy nad
Morzem Północnym, obecnie stanowiącej pogranicze Niemiec, Danii i Holandii.
¹⁷⁸ ac c c — dziś popr.: szlachcic.
¹⁷⁹ (daw.) — który.
Krzyżacy
A
zakonnicy nie okazali też zdziwienia, albowiem takie ślubowanie nie
obowiązywa-ło do niczego. Ślubowano częstokroć niewiastom zamężnym, a w rodach
znamienitych, wśród których zachodni obyczaj był znany, każda prawie miała
swego rycerza. Jeśli zaś ry-cerz ślubował pannie, to nie stawał się przez to
jej narzeczonym: owszem, najczęściej ona brała innego męża, a on, o ile
posiadał cnotę stałości, nie przestawał jej być wprawdzie wiernym, ale żenił się
z inną.
Trochę więcej
dziwił zakonników młody wiek Danusi, wszelako i to nie bardzo, gdyż w owym czasie
szesnastoletni wyrostkowie bywali kasztelanami¹⁸⁰. Sama wielka królowa Jadwiga
w chwili przybycia z Węgier liczyła lat piętnaście, a trzynastoletnie dziewczęta
szły za mąż. Zresztą, patrzano w tej chwili więcej na Zbyszka niż na Danusię i
słuchano słów Maćka, który, dumny z bratanka, opowiadał, w jaki sposób młodzik
przyszedł do szat tak zacnych.
— Rok i dziewięć
niedziel¹⁸¹ temu — mówił — byliśmy proszeni w gościnę przez rycerzy saksońskich.
A był też u nich także w gościnie pewien rycerz z dalekiego narodu Fryzów,
którzy hen aż nad morzem mieszkają, a miał z sobą syna trzy roki od Zbysz-ka
starszego. Raz na uczcie ów syn począł Zbyszkowi nieprzystojnie przymawiać, iże
ni wąsów, ni brody nie ma. Zbyszko, jako jest wartki¹⁸², nie słuchał tego mile,
ale zaraz, chwyciwszy go za gębę, wszystkie włosy mu z niej wydarł — o co
później potykaliśmy się na śmierć lub na niewolę.
— Jak to — potykaliście się? —
spytał pan z Długolasu.
— Bo się ojciec
za synem ujął, a ja za Zbyszkiem: więc potykaliśmy się samoczwart¹⁸³ wobec
gości na udeptanej ziemi. Taka zaś stanęła umowa, ze kto zwycięży, ten i wozy,
i konie, i sługi zwyciężonego zabierze. I Bóg zdarzył. Porżnęliśmy owych
Fryzów, choć z niemałym trudem, bo im ni męstwa, ni mocy nie brakło, a łup
wzięliśmy znamienity: było wozów cztery, w każdym po parze podjezdków¹⁸⁴ — i
cztery ogiery ogromne, i sług dziewięciu — i zbroic dwie wybornych, jakich mało
byś u nas znalazł. Hełmyśmy po prawdzie w boju połupali, ale Pan Jezus w czym
innym nas pocieszył, bo szat kosztownych była cała skrzynia przednio kowana¹⁸⁵ —
i te, w które się Zbyszko teraz przybrał, także w niej były.
Na to dwaj ziemianie z
Krakowskiego i wszyscy Mazurowie poczęli spoglądać z więk-szym szacunkiem na
stryja i na synowca, zaś pan z Długolasu, zwany Obuchem, rzekł:
— Toście, widzę, chłopy
nieociągliwe i srogie.
— Wierzym teraz, że ów młodzik
czuby pawie dostanie!
A Maćko śmiał się, przy czym
w surowej jego twarzy było istotnie coś drapieżnego. Lecz tymczasem służba
klasztorna powydobywała z wiklinowych koszów wino i przy-smaki, a z czeladnej
dziewki służebne poczęły wynosić misy pełne dymiącej jajecznicy, a okolone
kiełbasami, od których rozszedł się po całej izbie mocny a smakowity zapach
wieprzowego tłuszczu. Na ten widok wezbrała we wszystkich ochota do jedzenia — i
ru-
szono ku stołom.
Nikt jednak nie zajmował miejsca przed księżną,
ona zaś, siadłszy w pośrodku, kazała
Zbyszkowi i Danusi usiąść
naprzeciw przy sobie, a potem rzekła do Zbyszka:
— Słuszna,
abyście jedli z jednej misy z Danusią, ale nie przystępuj jej nóg pod ławą ani
też trącaj ją kolany, jak czynią inni rycerze, bo zbyt młoda.
Na to on odrzekł:
—
Nie uczynię ja tego, miłościwa pani, chyba za dwa albo za trzy roki, gdy mi Pan
Jezus pozwoli ślub spełnić i gdy ta jagódka doźrzeje¹⁸⁶; a co do nóg
przystępowania, choćbym i chciał — nie mogę, boć one w powietrzu wiszą.
— Prawda — odpowiedziała
księżna — ale miło wiedzieć, że przystojne masz oby-czaje.
¹⁸⁰ a z |
a — średniowieczny urzędnik,
odpowiedzialny za ściąganie podatków, obronę i sądownictwo na |
|
terenie kasztelanii, to jest jednostki
administracyjnej średniego szczebla. |
||
¹⁸¹ |
|
a (daw.) —
tydzień. |
¹⁸² ar |
(daw.) — prędki (tu: do
bójki). |
|
¹⁸³ a |
cz ar (daw.) — we czterech. |
|
¹⁸⁴ |
z |
— koń mniejszej wartości, słaby a. młody. |
¹⁸⁵ |
a |
y (daw.) — kuty, wykuty. |
¹⁸⁶ |
rz |
— dziś popr.: dojrzeć. |
Wierność, Obyczaje
Walka, Bogactwo
Krzyżacy
Po czym zapadło milczenie, gdyż wszyscy jeść
poczęli. Zbyszko odkrawał co najtłustsze kawałki kiełbasy i podawał je Danusi
albo jej wprost do ust je wkładał, ona zaś rada, że jej tak strojny rycerz
służy, jadła z wypchanymi policzkami, mrugając oczkami i uśmiechając się to do
niego, to do księżnej.
Po
wyprzątnięciu mis słudzy klasztorni poczęli nalewać wino słodkie i pachnące —
mężom obficie, paniom po trochu, lecz rycerskość Zbyszkowa okazała się
szczególnie wówczas, gdy wniesiono pełne garncówki¹⁸⁷ przysłanych z klasztoru
orzechów. Były tam laskowe i rzadkie podówczas, bo z daleka sprowadzane,
włoskie, na które też rzucili się biesiadnicy z wielką ochotą, tak że po chwili
w całej izbie słychać było tylko trzask skorup kruszonych w szczękach. Lecz na
próżno by kto mniemał, że Zbyszko myślał tylko o so-bie, albowiem wolał on
pokazywać i księżnie, i Danusi swoją rycerską siłę i wstrzemięź-liwość niż
łapczywością na rzadkie przysmaki poniżyć się w ich oczach. Jakoż nabierając co
chwila pełną garść orzechów, czy to laskowych, czy włoskich, nie wkładał ich
między zęby, jak czynili inni, ale zaciskał swe żelazne palce, kruszył je, a
potem podawał Danusi wybrane spośród skorup ziarna. Wymyślił nawet dla niej i
zabawę, albowiem po wybraniu ziarn zbliżał do ust pięść i wydmuchiwał nagle
swym potężnym tchem skorupy aż pod pułap. Danusia śmiała się tak, że aż księżna
z obawy, że się dziewczyna udławi, musiała mu nakazać, by tej zabawy zaniechał,
widząc jednak uradowanie dziewczyny, spytała:
— A co, Danuśka? dobrze mieć swego rycerza?
— Oj! dobrze! — odpowiedziała
dziewczyna.
A potem,
wyciągnąwszy swój różowy paluszek, dotknęła nim białej jedwabnej jaki
Zbyszkowej i cofając go natychmiast zapytała:
— A jutro też będzie mój?
— I jutro, i w niedzielę, i aż
do śmierci — odparł Zbyszko.
Wieczerza przeciągnęła się, gdyż po orzechach
podano słodkie placki pełne rodzyn-
ków. Niektórym z dworzan
chciało się tańcować; inni chcieli słuchać śpiewania rybałtów Sen lub Danusi: ale Danusi pod
koniec poczęły się oczka kleić, a główka chwiać w obie strony;
raz i drugi spojrzała jeszcze
na księżnę, potem na Zbyszka, raz jeszcze przetarła piąstkami powieki — i zaraz
potem, oparłszy się z wielką ufnością o ramię rycerzyka — usnęła.
— Śpi? — zapytała księżna. — Ot, masz swoją
„damę”.
— Milsza mi ona
we śnie niżeli inna w tańcu — odrzekł Zbyszko, siedząc prosto i nieruchomie¹⁸⁸,
by dziewczyny nie zbudzić.
Ale
jej nie zbudziło nawet granie i śpiewy rybałtów. Inni też przytupywali muzyce,
inni brząkali do wtóru misami, lecz im gwar był większy, tym ona spała lepiej,
z otwartymi jak rybka ustami.
Zbudziła
się dopiero, gdy na odgłos piania kurów¹⁸⁹ i dzwonów kościelnych wszyscy ruszyli
się z ław wołając:
— Na jutrznię! na jutrznię!
— Pójdziem piechotą, na chwałę
Bogu — rzekła księżna.
I
wziąwszy za rękę rozbudzoną Danusię, wyszła pierwsza z gospody, a za nią wysypał
się cały dwór.
Noc już zbielała. Na wschodzie nieba widać było
leciuchną jasność, zieloną u góry, różową od spodu, a pod nią jakby wąską,
złotą wstążeczkę, która rozszerzała się w oczach. Od zachodniej strony księżyc
zdawał się cofać przed tą jasnością. Czynił się brzask coraz różowszy,
jaśniejszy.
Świat budził się mokry od obfitej rosy, radosny i
wypoczęty.
— Bóg dał pogodę, ale upał będzie okrutny —
mówili dworzanie książęcy.
— Nie szkodzi —
uspokajał ich pan z Długolasu — wyśpimy się w opactwie, a do Krakowa przyjedziem
pod wieczór.
— Pewnikiem znów na ucztę.
— Co dzień tam teraz uczty, a po połogu¹⁹⁰ i po
gonitwach nastąpią jeszcze większe.
— Obaczym, jako się pokaże rycerz Danusin.
¹⁸⁷ ar |
c |
a — właśc.: |
ar c |
a, naczynie o objętości pół garnca. |
|
¹⁸⁸ |
r |
c |
— dziś popr.: nieruchomo. |
||
¹⁸⁹ |
r (daw.) — kogut. |
|
|
||
¹⁹⁰ |
|
— około sześciotygodniowy okres po porodzie. |
Krzyżacy
—
Ej, dębowe to jakieś chłopy!… Słyszeliście, co prawili¹⁹¹ o onej bitwie
samo-czwart¹⁹²?
— Może do naszego dworu przystaną, bo się jakoś
między sobą naradzają.
A oni
rzeczywiście się naradzali, gdyż starszy, Maćko, nie był zbyt rad z tego, co
zaszło, idąc więc na końcu orszaku i przystając umyślnie, by swobodniej
pogadać, mówił:
—
Po prawdzie, nic ci po tym. Ja się tam jakoś do króla docisnę, choćby z tym oto
dworem — i może coś dostaniem. Okrutnie by mnie się chciało jakowegoś zameczku
alibo¹⁹³ gródka… No, obaczym. Bogdaniec swoją drogą z zastawu wykupim, bo co
ojce dzierżyli, to i nam dzierżyć. Ale skąd chłopów? Co opat¹⁹⁴ osadził, to i na
powrót weźmie
— a ziemia bez
chłopów tyle, co nic. Tedy miarkuj, co ci rzekę¹⁹⁵: ty sobie ślubuj, nie
ślubuj, komu chcesz, a z panem z Melsztyna idź do księcia Witolda na Tatary.
Jeśli wy-prawę przed połogiem¹⁹⁶ królowej otrąbią¹⁹⁷, tedy na zlegnięcie ani na
gonitwy rycerskie nie czekaj, jeno idź, bo tam może być korzyść. Kniaź Witold
wiesz, jako jest hojny — a ciebie już zna. Sprawisz się¹⁹⁸, to obficie nagrodzi.
A nade wszystko, zdarzy-li Bóg — niewolnika możesz nabrać bez miary. Tatarów
jak mrowia na świecie. W razie zwycięstwa przypadnie i kopa¹⁹⁹ na jednego.
Tu Maćko, który był chciwy na
ziemię i robociznę, począł marzyć:
—
Boga mi! Przygnać tak z pięćdziesiąt chłopa i osadzić na Bogdańcu! Przetrzebiłoby
się puszczy szmat. Uroślibyśmy oba. A ty wiedz, że nigdzie tylu nie nabierzesz,
ilu tam można nabrać!
Lecz Zbyszko począł głową
kręcić.
— O wa! koniuchów natroczę, końskim padłem²⁰⁰ żyjących, roli
niezwyczajnych²⁰¹! Co po nich w Bogdańcu?… A przy tym ja trzy niemieckie
grzebienie ślubowałem. Gdzieże je znajdę między Tatary?
— Ślubowałeś, boś głupi, ale takie to tam i
śluby.
— A moja rycerska cześć?
jakże?
— A jak było z Ryngałłą?
— Ryngałła księcia otruła — i
pustelnik mnie rozwiązał.
— To cię w Tyńcu
opat²⁰² rozwiąże. Lepszy opat od pustelnika, jen²⁰³ to więcej zbójem niźli
zakonnikiem patrzył²⁰⁴.
— A nie chcę.
Maćko zatrzymał się i zapytał
z widocznym gniewem:
— No, to jakoże będzie?
— Jedźcie sobie sami do
Witolda, bo ja nie pojadę.
— Ty
knechcie²⁰⁵! A kto się królowi pokłoni?… i nie żal ci to moich kości?
— Na wasze kości
drzewo się zwali, jeszcze ich nie połamie. A choćby mi też było was żal — nie
chcę do Witolda.
— Coże będziesz
robił? Sokolnikiem²⁰⁶ czyli też rybałtem przy dworze mazowieckim zostaniesz?
— Albo to sokolnik co złego? Skoro wolicie
mruczeć niż mnie słuchać, to mruczcie.
— Gdzie pojedziesz?
Za nic ci Bogdaniec? Pazurami będziesz w nim orał? bez chło-pów?
¹⁹¹ ra |
(daw.) — mówić, opowiadać. |
||||
¹⁹² a |
cz |
ar (daw.) — we czterech. |
|||
¹⁹³a |
a |
— dziś popr.: albo. |
|
||
¹⁹⁴ |
— przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym. |
||||
¹⁹⁵ |
ar |
|
c c rz |
— zwracaj uwagę na to, co ci mówię. |
|
¹⁹⁶ |
r |
— około sześciotygodniowy
okres po porodzie. |
|||
¹⁹⁷ |
(daw.) — ogłosić
uroczyście. |
||||
¹⁹⁸ |
ra |
|
(daw.) — spełnić powinności
a. obowiązki. |
||
¹⁹⁹ a (daw.) — . |
|
||||
²⁰⁰ a |
—
padlina. |
— nieprzyzwyczajonych do pracy na roli. |
|||
²⁰¹r |
a |
z |
ycza yc |
||
²⁰² |
— przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym. |
||||
²⁰³ |
(daw.) — który. |
a rzy — bardziej wyglądał na
zbójcę niż na zakonnika. |
|||
²⁰⁴ |
c |
z |
|
za |
|
²⁰⁵ |
c |
— żołnierz piechoty
niemieckiej, pachołek; tu użyte w chrakterze obelgi. |
|||
²⁰⁶ |
|
|
— treser ptaków drapieżnych
używanych do polowania na mniejsze zwierzęta. |
Krzyżacy
— Nieprawda! Chwackoście wymądrowali z Tatarami. Zabaczyliście²⁰⁷, co prawili Rusini²⁰⁸, że Tatarów tyle najdziesz, ile ich pobitych na polu leży, a niewolnika nikt nie ułapi, bo Tatara we stepie nie zgoni. Na czymże go będę gonił? Na onych²⁰⁹
I can’t believe focusing long enough to research; much less write this kind of article. You’ve outdone yourself with this material without a doubt. Also check free magazine subscriptions
OdpowiedzUsuń